piątek, 24 października 2014

"Mam lepsze włosy niż ty, Włosomaniaczko"

Podczytując ulubione włosowe blogi co jakiś czas trafiam na komentarz w stylu: "i po co wam to wszystko, jesteście głupie, że tracicie czas i pieniądze na bycie włosomaniaczką, ja mam ładniejsze włosy, a używam tylko drogeryjnego szamponu i odżywki". Byłoby to śmieszne, gdyby nie było tak smutnym przejawem brzydkiej cechy, jaką jest wywyższanie się nad innych i łapanie każdej okazji, żeby poprawić sobie nastrój kosztem innych.Jeśli ktoś ma ładne włosy czy cokolwiek innego, niech się nimi cieszy, a nie snuje się po Internecie i wyszukuje "gorsze" od siebie, żeby poprawić sobie na chwilę humor. Lepiej i milej się snuć po mieście i podrywać chłopaków na te piękne po drogeryjnej odżywce włosy ;)

Czy te wpisy są w ogóle prawdziwe? Uważam, że na 100% jest możliwe, aby mieć przepiękne włosy nie dbając o nie, ale pod warunkiem, że się spełnia dwa kryteria: 1) świetne geny; 2) młody wiek.
Z dwoma pozostałymi składnikami kobiecej urody: piękną cerą i zgrabną sylwetką jest dokładnie tak samo. Są szczęściary, które mają tak świetne geny, że bez wysiłku mają to, na co inne kobiety muszą sobie zapracować, w dodatku nie osiągając nigdy aż tak spektakularnych efektów.

Na pewno macie koleżanki, które zagryzają hamburgera czekoladą i nie tyją ani grama, wyglądają perfekcyjnie w rurkach i żadne sadełko im nie wyłazi spod paska. Ja im zazdroszczę, bo przy moich ogromnych skłonnościach do tycia muszę się naprawdę ostro pilnować. Za to jestem wśród tych obdarowanych przez los, które mają przepiękną cerę - nawet gdy przez kilka lat paliłam paczkę papierosów dziennie i regularnie spałam po 4-5 godzin, wyglądałam na buzi lepiej niż większość znanych mi kobiet, chociaż z kosmetyków używałam tylko kremu i pudru, podkładu nawet nie miałam po co nakładać, a u kosmetyczki byłam raz w życiu.

Ale uwaga - i z włosami, i z cerą, i z figurą to wszystko jest do czasu! W pewnym momencie, gdy nie dbamy o to, co mamy, zaczynamy to tracić... Nadchodzi dzień, w którym po prostu trzeba zainwestować w lepszą pielęgnację i zwrócić uwagę na to, co do tej pory po prostu było super. Niestety, życie to nie bajka, starzejemy się, metabolizm zwalnia, odbija się na naszej urodzie brak snu, brak ruchu, zatrute powietrze, za mało witamin, a przede wszystkim stres, stres i jeszcze raz stres. Szczupłe dziewczyny zaczynają tyć albo z kolei chudną zamieniając się w patyki, najpiękniejsze nawet buzie zaczynają się marszczyć i łapać przebarwienia,  a piękne włosy matowieją i wypadają. Tym nastolatkom, które grasują po blogach i wyśmiewają się z wysiłków innych dziewczyn, aby uzyskać wymarzoną długość czy gęstość włosów, nawet nie przyjdzie do głowy, że w dorosłym życiu bywają takie stresy, że można w kilka tygodni osiwieć czy wyłysieć! Nie mówiąc o chorobach. Pamiętam koleżankę, której nie poznałam na ulicy po kilku miesiącach niewidzenia - ścięła swoje przepiękne, długie prawie do pasa włosy. Do ucha. Dziewczyna miała za sobą ogromne wyzwanie zawodowe, pracowała nad dużym i bardzo trudnym projektem. Były przy tym takie nerwy, że któregoś dnia pod prysznicem poczuła, jak wyciąga z głowy garść włosów. Codziennie patrzyła, jak łysieje, jak włosy wychodzą jej kłębami, a w końcu nie wytrzymała nerwowo i ścięła to, co jej zostało, żeby nie zwariować.

Ale nawet bez tak spektakularnych akcji, z wiekiem po prostu zaczyna być pod górkę i za kilka czy kilkanaście lat większość z tych dziewczyn, które dziś śmieją się z włosomaniaczek, wróci z podkulonym ogonem poczytać porady, jak odzyskać urodę włosów. Będzie im łatwiej to osiągnąć, bo dobre geny nie przestaną przecież działać i przyspieszą powrót do włosowej formy, ale i tak w końcu nie ominie ich olejowanie czy inne zabiegi, z których dziś tak się śmieją.

Tak sobie myślę: może ktoś to przeczyta i zastanowi się, zanim zacznie się wywyższać tylko dlatego, że dostał w prezencie od Matki Natury jakiś dar, który nie jest w żadnym stopniu jego zasługą, po prostu prezent od losu?

Życzę wszystkim, i tym obdarowanym pięknymi włosami, i tym, które muszą sobie na nie ciężko zapracować, błyszczących kosmyków, jak największego obwodu kucyka, nierozdwojonych końcówek i miłego weekendu :)

Aishwarya Ray, fot. Wikipedia

niedziela, 19 października 2014

Olejek do włosów Amla firmy Dabur

Właśnie zużyłam do końca butelkę 100 ml oleju do włosów Amla firmy Daabur, którą kupiłam podczas wizyty w warszawskim sklepie Magiczne Indie, więc czas na podsumowanie.

Olejek występuje w kilku pojemnościach: 100, 200 i 300 ml. W stosunku do innych indyjskich olejków na pewno kusi niższą ceną. Warto jednak pamiętać, że jego skład to tylko amla, w dodatku na parafinie, nie ma więc porównania do bogactwa składników np. Sesy i za niższą cenę otrzymujemy też uboższy produkt.

Na pierwszy raz kupiłam małą butelkę 100 ml i okazało się to dobrym wyborem... Zużyłam i nie kupię nigdy więcej. Dlaczego?

Zapach: Olejek pachnie strasznie. Nie przesadzam. Lubię wschodnie zapachy, kadzidlane, ciężkie, orientalne perfumy, a jednocześnie potrafię przecierpieć coś, co nie pachnie zbyt pięknie, jeśli efekty są tego warte. Jeśli jednak coś śmierdzi tak okropnie, że budzi mnie w nocy z horroru, którego akcja toczy się w stęchłej piwnicy pachnącej Amlą, to naprawdę nie da się tego znieść. Co gorsza, zapach w samej butelce nie jest tragiczny, ale gdy zaczyna mnie otaczać, dostaję szału. Aplikowanie na noc to była makabra, szczególnie że lekko wyczuwalny charakterystyczny zapach Amli zostaje na włosach nawet przez kilka myć!

Wydajność: Jak na złość... Oszałamiająca! Po prostu nie mogłam się doczekać, kiedy się skończy... Na naolejowanie całych włosów potrzebowałam 2-3 razy mniej niż innych olejów!

Działanie: Dosyć rozczarowujące. Parafina słynie z właściwości nabłyszczających, jeśli chodzi o włosy. Na długości Amla rzeczywiście nabłyszcza włosy i lekko je przyciemnia.Moje suche włosy fajnie wyglądają, bo parafina działa trochę podobnie do silikonów i oblepia włos, nie pozwalając wilgoci uciec. Niestety, nie mogę tego olejku nakładać na skórę głowy, bo podobnie jak w kremach do twarzy, parafina w olejku na skórze głowy zapycha pory i powoduje pryszcze. Próbowałam kilkakrotnie i za każdym razem, niezależnie od pozostałych kosmetyków, miałam taki sam efekt - wypryski i bolące ranki na głowie. Ponieważ liczyłam na wysyp baby hair po Amli, jest to większy minus, niż sam zapach - jak mieć baby hair, skoro nie można posmarować skóry głowy? :(

Nie kupię go więcej. Na szczęście jest wiele innych indyjskich olejków do włosów, które zawierają amlę, a pachną o niebo lepiej i prawdopodobnie mogę je stosować na skórę głowy. 

Aktualnie w użyciu jest u mnie również zawierająca amlę, a oprócz niej kilka innych ziół (m.in. cytryna, henna, rozmaryn i neem) Vatika, która podobnie jak Amla firmy Dabur przyciąga niską ceną, a jest oparta o olej kokosowy, a nie parafinę. O efektach napiszę pewnie za miesiąc.

piątek, 17 października 2014

Suszarka do włosów z Rossmanna

Od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem kupna nowej suszarki do włosów. Od wiosny nie używałam prawie wcale suszarki, a w sytuacjach awaryjnych, które zdarzały się może raz na miesiąc, miałam starą suszarkę basenową. Jednak zrobiło się zimno, włosy urosły mi od wiosny bardzo znacznie, nie mówiąc o tym, że zwyczajnie się zagęściły i jest ich więcej, no i codzienne poranne suszenie zaczęło się komplikować. Wystarczył tydzień używania tej "basenowej" suszarki (mającej wyłącznie ciepły i gorący nawiew), aby włosy zaczęły dużo gorzej wyglądać i puszyć się niezależnie od pogody i stosowanych kosmetyków.  Poprzednia suszarka była marki Philips, miała dyfuzor i świetny zimny nawiew, włosy wyglądały po niej lepiej. Postanowiłam więc kupić jakąś dobrą suszarkę, z dyfuzorem i może również jonizacją. Tymczasem podczas wizyty w Rossmannie wpadła mi w oko suszarka Ideenwelt, po szybkim przejrzeniu recenzji w sieci zdecydowałam się na zakup.

Jej cena regularna to 49,99. Ja zapłaciłam za nią ok.37 zł - była w promocji i kosztowała 40,99, a dodatkowo Rossmann, w którym robiłam zakupy, był objęty październikową akcją 10% zniżki na całe zakupy.



Komfort użytkowania: oceniam jako zadowalający. Suszarka jest dość lekka, więc można wysuszyć nawet długie i gęste włosy bez ryzyka urwania ręki ;) Jeden mały minus, który może przeszkadzać - suszarka ma krótki kabel, mnie nie starcza od gniazdka do lustra.

Dyfuzor: działa bardzo dobrze. Przy moich włosach, które są równie gęste, jak cienkie, jest to rzecz niezbędna - skoncentrowane powietrze suszarki bardzo szybko niszczyło mi włosy, a dyfuzor minimalizuje szkody, bo cienkie kłaczki nie dostają z całej siły powietrzem. Czas suszenia jest też wyraźnie krótszy, bo powietrze trafia jednocześnie do wielu włosów.

Koncentrator: jest dołączony, można go bez problemu zainstalować. Nie korzystam.

Śnieżynka (zimny nawiew): tu niestety mam pewne zastrzeżenia. Przez porównanie z moją starą suszarką Philipsa tutaj funkcja zimnego nawiewu jest mocno niedoskonała. W Philipsie opcja zimnego nawiewu oznaczała zimny nawiew od początku do końca. W przypadku suszarki z Rossmanna na początku suszenia powietrze rzeczywiście jest zimne, ale potem suszarka się rozgrzewa i powietrze jest już lekko, ale jednak ciepłe, szczególnie u wylotu powietrza w suszarce - z większej odległości jest chłodniejsze.

No i jeszcze jeden brak, czyli suszarka ta nie ma jonizacji. Pomimo wszystkich tych uwag jestem bardzo zadowolona z zakupu, bo jak za 37 zł jest to naprawdę dobra jakość. Trudno spodziewać się w tej cenie jakości suszarki za trzy lub cztery razy większą cenę. Jeśli ktoś potrzebuje tylko podstawowego urządzenia, to będzie zadowolony.