wtorek, 10 marca 2015

Rok dbania o włosy - trzy rzeczy, które zrobiłabym inaczej!

1 marca 2014 kupiłam dwie butelki olejków Alterra i przyłączyłam się do akcji Anwen "Marzec miesiącem olejowania". Jest to dla mnie początek świadomej pielęgnacji. Wcześniej wiele rzeczy wcześniej robiłam dobrze, ale niesystematycznie: olejowałam od przypadku do przypadku, starałam się używać dobrych szamponów, szukałam bogatych składowo odżywek itd. Wtedy zaczęłam robić to świadomie, szukać wiedzy, dbać i zapuszczać. Teraz jestem o rok mądrzejsza i wiemy, że kilka rzeczy zrobiłabym inaczej.

Po pierwsze i najważniejsze, przetestowałabym oleje z każdej grupy, zamiast od razu używać mieszanek. Zrobiłam to dopiero po roku, gdy jedyne oleje solo, jakich używałam, to oleje nasycone: kokos (rafinowany niestety) oraz śmierdzący i farbujący wszystko dookoła, ale działający cuda nierafinowany olej palmowy, a także kilka razy na samym początku pielęgnacji oleju z pestek brzoskwini (oleje jednonienasycone), który nie dawał żadnych efektów, przynajmniej po tych kilku użyciach i wolałam zostawić go do ciała. Przetestowałam więc ostatnio olej lniany jako reprezentanta olejów wielonienasyconych oraz oliwę z oliwek jako reprezentanta olejów jednonienasyconych. Podsumowując w trzech słowach każdy: oliwa z oliwek to tragedia włosowa mniejsza, a olej lniany - tragedia włosowa większa. Co to oznacza? Ano, że bez sensu wydałam kilka razy pieniądze na olej Alterra oliwa z oliwek i limonka, a zamiast kupować maski zawierające dużą ilość oliwy z oliwek, trzeba było zainwestować w inne produkty, które lepiej by zadziałały. Nie warto też w moim przypadku kupować emolientowych Kallosów, które oparte są na oliwie z oliwek, nie pomogą. Gdybym zrobiła to wcześniej, zaoszczędziłabym pieniądze i szybciej miałabym dobre efekty!

Po drugie, zaufałabym własnej intuicji w kwestii porowatości. Niestety, nabrałam przekonania, że moje włosy są na pograniczu wysokiej porowatości i tak dobierałam pielęgnację. Tak moje włosy zostały też mylnie ocenione na Wizażu. Dziwiłam się, ale uwierzyłam autorytetom. Tłumaczyłam sobie, że suszarka i codzienne mycie mogły przecież aż tak zniszczyć niefarbowane, niestylizowane włosy. Teraz jestem pewna, że był to błąd. Moje włosy są z natury bardzo cienkie i lekkie - nic dziwnego, że gdy były bardzo mocno i bardzo źle degażowane, a potem niepodcinane przez pół roku, tak że dolna warstwa ledwo sięgała ramion, a na czubku były naprawdę krótkie, schły błyskawicznie, a potem sterczały na różne strony. A przecież zanim zaczęłam je cieniować i ścinać coraz krócej, były ścinane na równo w domu i zachowywały się klasycznie jak włosy niskoporowate, łączenie z tym, że wyglądały (jak na moje możliwości oczywiście - genów się nie przeskoczy, nie osiągnę nigdy >10 cm w kucyku, mogę sobie tylko pomarzyć o lwiej grzywie) super mimo pielęgnacji ograniczonej do szamponów i odżywek Clairol's.. Dodam, że rok temu nosiłam całą zimę czapkę z polaru - nie, nie uprałam jej w żadnym zmiękczaczu. I nie przyszło mi do głowy, że czapka to może być tajemniczy powód elektryzowania się włosów :D Gdybym od razu stosowała odpowiednią pielęgnację, miałabym szybsze efekty. Myślę, że moje włosy były wówczas niskoporowate przy głowie, tak jak mają z natury i średnioporowate niżej.  Żeby było najśmieszniej, tak sobie wbiłam tę wysoką porowatość do głowy, że wybiła mi ją dopiero osobiście sama Anwen na listopadowym spotkaniu autorskim, która mnie uświadomiła, że moje włosy, choć rzeczywiście cieniutkie, są klasycznie niskoporowate. Walcząc z puszeniem odżywkami i maskami do włosów wysokoporowatych (czyli nie moich!) często generowałam więcej puchu i osiągałam włosowy efekt jojo.

Po trzecie, ograniczyłabym eksperymenty!!! Zachorowałam na "muuuszę mieć to wszystko" i kupowałam mnóstwo kosmetyków, z czego wiele nietrafionych, zamiast trzymać się tego, co sprawdzone. Największa porażka? Maski! Przed świadomą pielęgnacją uwielbiałam maskę Biovax z olejami, działała świetnie. Zamiast się jej trzymać, odstawiłam ją dla nowości, eksperymentowałam i szukałam. Oczywiście były i plusy, bo znalazłam kilka perełek(czyli inne Biovaxy <3), ale w końcu włosy są ważniejsze niż ciekawość i satysfakcja, że ja też mam modny kosmetyk X. Więcej sensu miały moje działania pod względem szamponów, bo jakimś cudem zmieniając mocniejsze szampony od pewnego momentu dość wiernie trzymałam się tych sprawdzonych łagodnych, czyli Biovax z olejami i do włosów ciemnych. Od jesieni mam je regularnie w łazience. Sprawdzonych kosmetyków trzeba się trzymać i zmieniać dopiero wtedy, gdy przestaną dobrze działać!

poniedziałek, 2 marca 2015

Marcowa aktualizacja włosów

Marcowa aktualizacja, a raczej marcowa porażka... Same zobaczcie:

Marcowa aktualizacja włosów: 62 cm od czoła, 32,5 cm pasmo kontrolne

Po pierwsze, nie udało mi się dostać do mojej fryzjerki na podcięcie - wybrałam się w sobotę rano i okazało się, że do końca dnia nie ma żadnego wolnego terminu :( Końcówki są już w opłakanym stanie, zarówno dolnej warstwy, jak i górnej, odrastającej po degażowaniu. Całość wygląda już bardzo smętnie.

Po drugie, lutowy zestaw kosmetyków się zupełnie nie sprawdził. Włączyłam się wraz z innymi czytelniczkami bloga Anwen do akcji "Testujemy Kallosy". Poważnie podeszłam do tematu i najpierw przez 2 tygodnie używałam wyłącznie wybranego Kallosa, potem włączyłam do pielęgnacji inne maski, tj. kilka razy użyłam czegoś mocno proteinowego (Kallos Keratin oraz Elseve odżywka z argininą), bo moje włosy wręcz wyły o proteiny. Testowałam Kallosa Algae. Przez miesiąc zużyłam CAŁY litrowy słoik! Cienkie i gęste włosy są pod tym względem bardzo nieekonomiczne. Efekty opiszę w osobnym poście, ale dziś jestem pewna, że popularność Kallosów (z wyjątkiem bogatszej wersji Keratin) to wynik niskiej ceny, kolorowych opakowań i napędzającej się mody, a ich główna wartość to możliwość dowolnego tuningowania. Bez tego po prostu ułatwiają rozczesywanie i w żaden sposób nie dbają o włosy.

Po trzecie, przez dwa tygodnie miałam taki sajgon, że brakowało mi czasu na wszystko i nawet włosy suszyłam w pośpiechu, czyli ciepłym nawiewem, dosuszając tylko letnim, a potem zimnym. Od razu czuję pogorszenie stanu włosów. Nie mogę się doczekać wiosny, gdy moje włosy będą mogły schnąć naturalnie...

Po czwarte, zdjęcie zostało zrobione po eksperymencie olejowym.Mija właśnie rok świadomej pielęgnacji, a ja dopiero teraz zrobiłam coś, co powinnam była zrobić na samym początku: przetestowałam solo kilka olejów reprezentujących różne grupy. Wcześniej używałam mieszanek, a solo tylko oleju kokosowego i palmowego, które od jesieni sprawdzały się bardzo dobrze. Teraz poeksperymentowałam z olejem lnianym i oliwą z oliwek. Zyskałam pewność, że żaden z nich nie jest dla mnie - zdjęcie jest po olejowaniu oliwą z oliwek. Widać puch i sianowatość.

Mam nadzieję, że nadejście wiosny poprawi trochę sytuację! Na razie jestem podłamana. I czekam na wolny termin na podcięcie włosów, bo wstyd nosić rozpuszczone :(