niedziela, 28 września 2014

Balsam nr 4 na kwiatowym propolisie - moje włosowe rozczarowanie

 Balsam nr 4 na kwiatowym propolisie

Balsam Babuszki Agafii nr 4 na kwiatowym propolisie był jednym z pierwszych kosmetyków, jakie kupiłam pod wpływem zachwytów na blogach, gdzieś w marcu tego roku. Nie mogłam się doczekać i zamiast kupić go w dobrej cenie  w Internecie lub, jak potem odkryłam, w pobliskim sklepie zielarskim, nabyłam go w sklepiku z kosmetykami na środkowym peronie dworca Warszawa Śródmieście. Sklepik ten jest zadziwiająco dobrze zaopatrzony, niestety, ceny ma mocno wygórowane, ale jeśli ktoś chce kupić tylko jedną rzecz, to adres może się przydać. W każdy razie za ponad 20 zł otrzymałam wieeelką butlę. Niestety, okazało się, że jest to wielka butla pełna rozczarowania...

Liczyłam na lekką odżywkę, która nie obciąży moich włosów, ułatwi rozczesanie i będzie pielęgnować włosy, ze szczególnym uwzględnieniem punktu pierwszego, czyli braku obciążania. Niestety, balsam użyty na całą długość powodował dużo szybsze przetłuszczanie przy skórze, a poniżej - wielkie spuszenie.Włosy latały mi jak nastroszone piórka. Wielka butla stała w łazience jak wyrzut sumienia. Próbowałam używać balsamu do emulgowania olejów, ale zastosowany w tej roli też powodował puszenie włosów. Upchnęłam go więc w kącie łazienki, ale ostatnio zawzięłam się, żeby go wreszcie skończyć. Mimo sporej poprawy moich włosów, przez pół roku prawie codziennie olejowanych i traktowanych 2-3 razy w tygodniu dobrą maską, balsam działa na nie wciąż tak samo - puch i siano. Resztkę balsamu zużyłam więc do depilacji nóg, co najlepiej świadczy o moich doświadczeniach z tym kosmetykiem.Nie kupię nigdy więcej. 

Swoją drogą, w czasach przed włosomaniactwem jak diabeł święconej wody bałam się obciążania włosów. Wczoraj użyłam odżywki GlissKur, tej w różowej tubie i przypomniało mi się, dlaczego kiedyś w ogóle odstawiłam wszelkie odżywki i żyłam w przekonaniu, że moje włosy wszystko obciąży, więc muszę je ścinać na półdługie, żeby nie chodzić jak mop... Włosy po GlissKurze pięknie błyszczały, ale moje cieniaki mimo bardzo dokładnego spłukania odżywki po prostu leżały przylizane do głowy i ramion. Do zakupu balsamu nr 4 przekonała mnie jego lekkość. Tymczasem przez ostatnie pół roku zaczęłam odkrywać, co rzeczywiście lubią moje włosy - żadne tam lekkie odżywki, tylko bogate nawilżające i odżywcze maski, po których nie mam wcale efektu mokrego mopa. Paradoks!
 

PS Mam moralny problem z rosyjskimi kosmetykami - postanowiłam do czasu uspokojenia sytuacji politycznej ich nie kupować. Szkoda, bo niektóre z nich są świetne, bardzo wiele chciałabym dopiero wypróbować, np. maski Planeta Organica, ale w tej sytuacji nie czułabym się dobrze, kupując rosyjskie produkty, podczas gdy polscy rolnicy mają potworne problemy przez embargo.  Są inne mazidła do włosów, trudno. 

Jeszcze o olejku Sesa oraz mój nowy nabytek - szczotka Tangle Teezer

Aktualnie mam życiowe zamieszanie związane ze zmianą pracy i przeprowadzką... Możecie sobie wyobrazić pakowanie wszystkiego. Przy okazji wyszło na światło dzienne, ile mam zachomikowanych szuwaksów do włosów. Do tej pory sama nie wiedziałam, ile mam zapasów - ekhm, jest ich DUŻO.

Mimo wszystko nastrój mam optymistyczny - cały wrzesień cieszę się wspaniałymi efektami dwumiesięcznego olejowania Sesą. Mimo że, tak jak pisałam we wcześniejszym poście, Sesa była dość kapryśna, często pozostawiała włosy spuszone lub podsuszone, to efekt długofalowy przeszedł moje oczekiwania.

Po pierwsze: przyrost. Byłam w sierpniu u fryzjerki podciąć włosy i już prawie dorównałam do tamtej długości, a minął ledwo miesiąc z kawałkiem. Z górnej warstwy poleciało mi kilka centymetrów, bo niestety ubiegłoroczne degażowanie wysiepało mi włosy paskudnie, a kolejne podcięcia dotyczyły głównie spodniej warstwy, podczas gdy górna próbowała dorastać do dolnej, niszcząc się coraz bardziej, bo tak ścięte włosy rozdwajały się do góry. Albo coś źle zmierzyłam, albo naprawdę dzieją się cuda, bo w trzy tygodnie od mierzenia włosów miałam 2 cm przyrostu! Pasmo kontrolne na pewno mam zawsze to samo, wybieram z samego środka czoła. Na przyrost na pewno wpłynęło też korzystnie picie skrzypopokrzywy we wrześniu (prawie codziennie) i siemienia lnianego(co 2-3 dni) - włosy rosną mi nie tylko na głowie, no niestety uboczny efekt picia ziółek na porost włosów to konieczność znacznie częstszej depilacji...

Po drugie: obniżenie porowatości. Mam dowód, w postaci zmiany tolerancji na olej kokosowy :) Jako że mój TŻ jest atopowcem, robię mu masaż włosów czy skóry olejem kokosowym. Sama na własne włosy używałam go ostatnio w lipcu i powodował efekt stogu siana. Ostatnio coś mnie podkusiło i kilka razy naolejowałam włosy na noc czystym kokosem. No i nagle okazało się, że teraz moje włosy lubią kokos! Sprawdziłam kilka razy, przy różnej pogodzie - jest nieźle!

Podsumowując, jestem tak zachwycona efektami, że aż zaczęłam żałować, że obkupiłam się podczas wizyty w sklepie Magiczne Indie w inne oleje, w tym dużo droższy od Sesy Khadi oraz Amlę i Vatikę, które w przeciwieństwie do całkiem miłego zapachu Sesy są nieprzyjemne dla nosa, szczególnie Amla. Staram się teraz zużyć butelkę Amli, ale jej "aromat" stęchłej piwnicy budzi mnie w nocy. Na szczęście jej działanie choć w części rekompensuje przeżycia nosa, ale i tak chcę ją zużyć i zapomnieć! Dobrze, że wzięłam na spróbowanie najmniejszą butelkę 100 ml. Oczywiście jak na złość jest chyba najbardziej wydajnym olejem, jakiego w życiu używałam!

Czasem myślę, że ciekawość to zguba włosomaniaczek ;)

Mój nowy nabytek - Tangle Teezer


Szczotkę Tangle Teezer kupiłam w promocji w Merlinie. Wybrałam model niebiesko-różowy. Zastanawiałam się także nad wersją kompaktową, ale uznałam, że lepiej zaczekać, czy klasyczna, która była sporo tańsza, się sprawdzi. Wiele razy sparzyłam się na rzeczach zachwalany we włosomaniaczej blogosferze i wolałam nie wyrzucić w razie kolejnej wpadki za dużo pieniędzy w błoto. Teraz trochę żałuję, bo promocja była bardzo korzystna i trzeba było brać w ciemno obydwie! Efekty są świetne, jestem zachwycona. Szczotka jest bardzo praktyczna, można używać jej do rozprowadzania na włosach olejów i masek, łatwo ją domyć i utrzymać w czystości. Rzeczywiście pomaga delikatnie rozczesać kołtuny, testowałam ją także na kręconych włosach mojej przyjaciółki. Nie elektryzuje! A neonowy kolorek o dziwo ma swój sens - nigdy nie muszę szukać szczotki, widać ją z kilometra. Jestem pewna, że kupię jeszcze wersję kompaktową do torebki czy na basen. Bardzo udany zakup.

niedziela, 7 września 2014

Olejek do włosów Sesa - czy początek miłości do indyjskich olejów?

O indyjskich olejkach do włosów naczytałam się bardzo dużo i oczywiście zapragnęłam mieć wszystkie. Oczywiście po przeczytaniu mnóstwa historii o ich zapachach, nabrałam podejrzeń, że mój nos może ich nie znieść. Pierwszą butelkę Sesy dostałam w prezencie - i okazał się to strzał w 10! Po półtora miesiąca używania, jak to kobieta, zapragnęłam odmiany i wypróbowania innych olejków, które kupiłam odwiedzając Magiczne Indie. Oczywiście miałam w planach tylko zakup Amli i Vatiki, ale wyszłam jeszcze z Khadim, w dodatku zagadując się tak, że to, co zaoszczędziłam na przesyłce, wydałam na taksówkę do pracy, żeby zdążyć ;) W każdym razie dowiedziałam się, że ze wszystkich olejków indyjskich dostępnych na polskim rynku to właśnie Sesa ma najbogatszy skład i funkcjonuje nie jako kosmetyk, ale jako lek, który ma tak silne działanie, że powinno się go stosować pod kontrolą ajurwedyjskiego lekarza.



Sesa - ajurwedyjski lek na włosy

Sesa w Internetach nie ma tak dobrej opinii, jak Khadi,myślę sobie, że może to dlatego, że - po pierwsze, większość Polek ma włosy raczej w kierunku wyższej porowatości, a Khadi ma chyba więcej oleju sezamowego, niż Sesa i przez to powoduje lepszy efekt, a po drugie Sesa ma tak bogaty skład, że trochę trwa, zanim się ją oswoi w używaniu. U mnie trwało to miesiąc, zanim udało mi się ustalić najlepszą metodę. W tym czasie włosy ładnie się poprawiły, zyskały na blasku i długości, ale często po samym użyciu Sesy były spuszone, zdarzył mi się też fatalny bad hair day, tym gorszy, że drugiego dnia w nowej pracy :( Sesa z jedną z moich maseczek, nakładane przed myciem, nie domyły się, i to szamponem z sls, a ja na domiar złego zapomniałam wziąć ze sobą klamrę i spędziłam dzień z włosami spiętymi długopisem, na szczęście po sierpniowym podcięciu uzyskały już taką długość, że mogłam je ogarnąć tą starą dobrą szkolną metodą.
 Okazało się, że w przypadku Sesy więcej jest wrogiem mniej :) Najlepszy zestaw to raz na 3-4 dni olejek na noc na suche lub lekko wilgotne włosy, rano mycie szamponem, serum na końcówki i  gotowe. Zwyczajne  oleje często stosowałam metodą na odżywkę, ale w tym przypadku nie chciałam zakłócać działania cennego olejku, szczególnie, że jednak czuję respekt do jego składników i wolę, aby same działały. Przez jakieś dwa tygodnie próbowałam po jego użyciu nakładać maskę i po 20-30 minutach zmywałam całość, jednak taka metoda prowadziła do obciążenia włosów i ich spuszenia, a mimo że próbowałam różnych masek, Sesa nie polubiła się z żadną. Odżywki ziołowe używane po Sesie to był największy koszmar. Musiałam też odstawić Seboravit, którego używam, rzecz jasna z przerwami, od miesięcy i nigdy mnie nie podrażniał - tym razem, choć stosowałam go w inne dni niż Sesę, spowodował podrażnienia skóry głowy. Po odstawieniu problem zniknął.

Niestety (tzn. niestety dla celów badawczych, ale stety dla moich włosów), w czasie stosowania Sesy podcięłam podniszczone końcówki, które cały czas dochodzą do siebie po ubiegłorocznym katastrofalnym degażowaniu i nie mam dokładnego pomiaru przyrostu.Wiem, że na pewno kupię ją ponownie, a póki co na mojej półce zagościły nowe indyjskie cuda:

Moje indyjskie nowości :)
Amla, Khadi na porost włosów i Vatika

Zacznę testy, jak tylko skończę Sesę, czyli już w tym tygodniu. Wprawdzie zużywam już znacznie mniej oleju, niż pół roku temu, gdy zaczęłam regularne olejowanie i moje włosy piły oleje jak wielbłądy wodę na środku pustyni, ale wciąż zużywam ich więcej, niż przeciętna Włosomaniaczka. Duża butelka Sesy 180 ml starczyła mi na niecałe dwa miesiące. Jestem bardzo ciekawa, jak sprawią się kolejne :)