niedziela, 7 września 2014

Olejek do włosów Sesa - czy początek miłości do indyjskich olejów?

O indyjskich olejkach do włosów naczytałam się bardzo dużo i oczywiście zapragnęłam mieć wszystkie. Oczywiście po przeczytaniu mnóstwa historii o ich zapachach, nabrałam podejrzeń, że mój nos może ich nie znieść. Pierwszą butelkę Sesy dostałam w prezencie - i okazał się to strzał w 10! Po półtora miesiąca używania, jak to kobieta, zapragnęłam odmiany i wypróbowania innych olejków, które kupiłam odwiedzając Magiczne Indie. Oczywiście miałam w planach tylko zakup Amli i Vatiki, ale wyszłam jeszcze z Khadim, w dodatku zagadując się tak, że to, co zaoszczędziłam na przesyłce, wydałam na taksówkę do pracy, żeby zdążyć ;) W każdym razie dowiedziałam się, że ze wszystkich olejków indyjskich dostępnych na polskim rynku to właśnie Sesa ma najbogatszy skład i funkcjonuje nie jako kosmetyk, ale jako lek, który ma tak silne działanie, że powinno się go stosować pod kontrolą ajurwedyjskiego lekarza.



Sesa - ajurwedyjski lek na włosy

Sesa w Internetach nie ma tak dobrej opinii, jak Khadi,myślę sobie, że może to dlatego, że - po pierwsze, większość Polek ma włosy raczej w kierunku wyższej porowatości, a Khadi ma chyba więcej oleju sezamowego, niż Sesa i przez to powoduje lepszy efekt, a po drugie Sesa ma tak bogaty skład, że trochę trwa, zanim się ją oswoi w używaniu. U mnie trwało to miesiąc, zanim udało mi się ustalić najlepszą metodę. W tym czasie włosy ładnie się poprawiły, zyskały na blasku i długości, ale często po samym użyciu Sesy były spuszone, zdarzył mi się też fatalny bad hair day, tym gorszy, że drugiego dnia w nowej pracy :( Sesa z jedną z moich maseczek, nakładane przed myciem, nie domyły się, i to szamponem z sls, a ja na domiar złego zapomniałam wziąć ze sobą klamrę i spędziłam dzień z włosami spiętymi długopisem, na szczęście po sierpniowym podcięciu uzyskały już taką długość, że mogłam je ogarnąć tą starą dobrą szkolną metodą.
 Okazało się, że w przypadku Sesy więcej jest wrogiem mniej :) Najlepszy zestaw to raz na 3-4 dni olejek na noc na suche lub lekko wilgotne włosy, rano mycie szamponem, serum na końcówki i  gotowe. Zwyczajne  oleje często stosowałam metodą na odżywkę, ale w tym przypadku nie chciałam zakłócać działania cennego olejku, szczególnie, że jednak czuję respekt do jego składników i wolę, aby same działały. Przez jakieś dwa tygodnie próbowałam po jego użyciu nakładać maskę i po 20-30 minutach zmywałam całość, jednak taka metoda prowadziła do obciążenia włosów i ich spuszenia, a mimo że próbowałam różnych masek, Sesa nie polubiła się z żadną. Odżywki ziołowe używane po Sesie to był największy koszmar. Musiałam też odstawić Seboravit, którego używam, rzecz jasna z przerwami, od miesięcy i nigdy mnie nie podrażniał - tym razem, choć stosowałam go w inne dni niż Sesę, spowodował podrażnienia skóry głowy. Po odstawieniu problem zniknął.

Niestety (tzn. niestety dla celów badawczych, ale stety dla moich włosów), w czasie stosowania Sesy podcięłam podniszczone końcówki, które cały czas dochodzą do siebie po ubiegłorocznym katastrofalnym degażowaniu i nie mam dokładnego pomiaru przyrostu.Wiem, że na pewno kupię ją ponownie, a póki co na mojej półce zagościły nowe indyjskie cuda:

Moje indyjskie nowości :)
Amla, Khadi na porost włosów i Vatika

Zacznę testy, jak tylko skończę Sesę, czyli już w tym tygodniu. Wprawdzie zużywam już znacznie mniej oleju, niż pół roku temu, gdy zaczęłam regularne olejowanie i moje włosy piły oleje jak wielbłądy wodę na środku pustyni, ale wciąż zużywam ich więcej, niż przeciętna Włosomaniaczka. Duża butelka Sesy 180 ml starczyła mi na niecałe dwa miesiące. Jestem bardzo ciekawa, jak sprawią się kolejne :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz